TraceuseParkour okiem dziewczynyWitajcie, nazywam się Aleksandra, lecz znana jestem jako "Alex". Mam 17 lat i mieszkam w Łodzi. Od prawie roku trenuję Parkour. - OMG! Co ty trenujesz? - dość często słyszę to pełne zdziwienia pytanie. Zazwyczaj zaczynam cierpliwie tłumaczyć o co chodzi, a wtedy zdziwienie jest jeszcze większe. ;) - Ty? Dziewczyna? Skaczesz po murkach? - no dokładnie. A dlaczego? Sama często się nad tym zastanawiam... Równie często zastanawiam się, czemu wciąż dla tak niewielu dziewczyn ten sport jest pasją. Czemu rezygnują lub - co gorsza - nawet nie mają odwagi spróbować? To pytanie dręczyło mnie od początku. Bardzo długo musiałam udowadniać łódzkim traceurom, że nie jestem (cytuję) "podjaraną laseczką, która ma zajawkę i po jakimś czasie sobie odpuści". Nie jestem taka i nigdy nie byłam, tym trudniej było mi zrozumieć tak zachowujące się dziewczyny. Do czasu... W karierze każdego traceura (i każdej traceuse) nadchodzi czas kryzysu. Czasem objawia się on tylko marudzeniem, gorszą "psychiką" lub mniejszym poświęceniem na treningach. Niestety - często prowadzi do zaprzestania treningu. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy mija ta "pierwsza zajawka", podczas której mówimy, że Parkour jest naszym życiem, niezupełnie wiedząc, czym on w ogóle jest. Gdy mija fascynacja, pojawia się pytanie "co dalej?", które skłania do głębszych refleksji. Zaczynamy wtedy dostrzegać, że nie wszystko jest takie proste, łatwe i przyjemne, jak nam się wydawało. To jest trudny moment dla każdego. Różnica polega na tym, że chłopaków trenujących Parkour jest dużo więcej i taceurzy, którzy przestają trenować są zdecydowanie mniej zauważalni niż rezygnujące traceuses. Zdaje się więc, że jesteśmy na straconej pozycji... Szybciej się zniechęcamy, a ponieważ jest nas wciąż tak mało - nie ma kto nam wjechać na ambicje i zmobilizować do działania. A faceci? Często to właśnie oni stają się powodem naszych "pakourowych kryzysów". O tak panowie. I wcale nie mówię tutaj o złamanych sercach (które też się zdarzają ;) ), tylko o bardzo częstym braku wsparcia i akceptacji. |
Kobiecie wsparcia i akceptacji nigdy nie jest za mało, więc czasem wysilcie się chociaż na mały gest. Po rozmowie z kilkoma traceuses pojęłam, jak trudny może być trening z chłopakami. Nie każda dziewczyna ma w sobie tyle siły i determinacji, by spędzać po kilka godzin dziennie z istotami, które myślą zupełnie inaczej niż ona, lub trenować mimo bardzo trudnych początków niejednokrotnie narażając się na złośliwe komentarze. Panowie, wciąż narzekacie, że tak niewiele dziewczyn trenuje Parkour, a poniekąd sami jesteście sobie winni. Oczywiście nie wszyscy, jednak ponosicie odpowiedzialność zbiorową i mam nadzieję, że przeanalizujecie swoje zachowanie, każdy z osobna oraz także jako ogół. Bez wątpienia główną winę za porzucenie treningu i tak ponoszą osoby, które się na to zdecydowały! - nie ważne jakiej by nie były płci. Wszystko jest do przebrnięcia, a to, co cię nie zabije, to wzmocni! - to moje dywizy. Jak wiele w nich prawdy, zrozumiałam kilka dni temu... To był nowy skok, zawahałam się w locie, wylądowałam jedną nogą na skraju murka. Utrzymałam się przez ułamek sekundy i sama nie wiem co zrobiłam - noga omsknęła się przyozdabiając mój piszczel kilkoma szramami i bruzdą do kości. Pierwsza reakcja kumpli: "Ooo, Alex, ty to już się możesz pożegnać z karierą modelki!". Roześmiałam się, jednak te słowa miały dla mnie głębszy sens. Jeśli dziewczyna myśli o Parkourze poważnie to musi się nad tym zastanowić o wiele głębiej niż chłopak. Musi dostosować swój system wartości, swój światopogląd, całe swoje życie do Parkouru. I Bardzo często musi stanąć w opozycji do ogólnie przyjętych norm i obyczajów. Dlaczego? Ponieważ kobiety nazywane są "płcią piękną". Prawdziwa traceuse musi rozważyć, co jest dla niej naprawdę ważne. Czy gotowa jest łamać sobie paznokcie, robić odciski na rękach, nabijać siniaki i ponosić ryzyko stałych okaleczeń i nie ukrywajmy - oszpecenia, dla ideologii Parkouru? Czy jest w stanie znieść szykany zazdrosnych lub zawistnych koleżanek i odtrącenie ze strony dziewczyn oddanych kultowi ciała? Owszem, należy pogodzić te dwa światy, jednak zawsze któryś z nich jest ważniejszy. Jeśli to nie Parkour, to powstaną w jej głowie blokady nie do przejścia. A wtedy nawet mimo dobrych predyspozycji, wiedzy teoretycznej i dobrego przygotowania technicznego, jak i siłowego - nigdy nie będzie najlepsza. Będzie przeciętna, może nawet dobra, jednak nigdy nie uda jej się przekroczyć samej siebie. Jeśli jednak postawi Parkour na pierwszym miejscu i pokocha go całą sobą - będzie potrafiła znieść to wszystko. I pomimo połamanych paznokci, blizn na całym ciele i bólu towarzyszącemu treningowi, wciąż będzie kobieca - uwolni swoją kobiecość w ruchu. :) Parkour w wydaniu kobiety jest delikatniejszy, cechuje się miękkością i płynnością ruchów. Jest czarujący, co potwierdzi każdy. Jednak dzieje się tak tylko wtedy, gdy traceuse wkłada w niego swoje serce. Prawdziwa traceuse powinna kochać Parkour bardziej niż swoje nieskazitelne ciało. Nie mówię, że ma o nie nie dbać, bo przecież wciąż jest kobietą - jednak musi liczyć się z tym, że "no pain, no gain" (bez bólu nie ma wyników). Ja zrozumiałam to, gdy moje zgrabne, acz lekko posiniaczone nogi zostały oszpecone (bądź co bądź) - poważną raną na lewym piszczelu... Kariera modelki stracona, ale przynajmniej mówią, że twardziel jestem. ;D Pozdrawiam serdecznie |