Dziwny weekend


Jak codziennnie po lekcjach postanowiliśmy z kolegami iść pobiegać. Umówiliśmy się o danej godzinie w damym miejscu (była to godzina 15.30 na rynku Bocheńskim).


Gdy już wszyscy dotarli na rynek (ubiór mieli perfect: przyczepne adidasy, podkoszulki z nazwą naszego team'u, spodenki krótkie w sam raz na skakanie) powiedziałem:
- Dziś jak wracałem do domu (przebrać się i odnieść plecak, bo to był piątek i wracaliśmy ze szkoły) zauważyłem nową miejscówkę na trening, to niedaleko stąd. Idziemy tam poskakać?
- No spoko
- Chodźmy
- Dobra gdzie to jest?

Takie były odpowiedzi chłopaków z mojego teamu na moje pytanie.

Oczywiście na tę miejscówkę pobiegliśmy pokonując wszytkie napotkane przeszkody parkour'em (to chyba oczywiste), gdy dotarliśmy na miejsce zaczęlismy solidną rozgrzewkę, wypiliśmy "tiger'y" na wzmocnienie po batoniku również na wzmocnienie, ubraliśmy rękawiczki (na tej miejscówce był wyjechany murek) i zaczęliśmy skakać. O dziwo nikt się do nas nie doczepił właśnie odwrotnie, policjant który przechodził koło nas pytał się nas:
- A co wy tu porabiacie??
- A skaczemy sobie panie władzo (heh), nie robimy przecież nic złego nic nie psujemy.
- A to dobrze skaczcie sobie skaczcie powinnieście rozwijać swoje talenty i umiejętności tylko zachowajcie uzębienie.
Po czym zaśmiał się i oddalił.

30 minut później jakieś 8 latki się na nas gapiły (ja i moi kumple nie lubimy jak ktoś sie na nas patrzy) i powiedzieliśmy:
- Co się gapicie, nie macie nic innego do roboty?
Te dzieciaki uciekły, a my kontynuowaliśmy trening. Jakichś trzech typów (16 - 19 lat) zaczęło nas gonić (chyba koledzy tych dzieciaków, albo bracia któregoś z nich). Ja powiedziałem:
- Biegnijcie za mną i róbcie to co ja. Zaraz ich zgubimy albo wysiądą na przeszkodach.

Zaczęliśmy uciekać; po drodze było dużo rozmaitych przeszkód do pokonania: murki, kosze na śmieci, siatki, ogrodzenia, kontenery, krzaki, ławki itp. (specjalnie wybrałem taką drogę żeby tamte typy sobie nie poradzily z dogonieniem nas), a dzięki temu że uprawiamy parkour nie mieliśmy problemów z pokonaniem tych przeszkód, ale gorzej mieli ci do nas gonili.
Poszliśmy na inną miejscówkę tego dnia i ćwiczyliśmy do późnego wieczora. Postanowilismy się umówić na następny dzień i iść poskakać znowu.

Minęła noc, nastał ranek.
Postanowiłem wcześnie wstać zjeść pożywne śniadanko i poszedłem na parkoura. Zaszedłem na miejsce w którym mieliśmy się spotkać, kiedy wszyscy się zeszli już powiedziałem:
- Nie wiem jak wy, ale ja wracam na tą wczorajszą miejscówkę. Mówcie co chcecie, ale jedno jest pewne - nie obadaliśmy dokładnie możliwości tej miejscówki.
Jeden typek z mojego team'u powiedział:
- A jeśli znowu nas będą ci goście nas gonić?
Ja mu odrzekłem:
- Uciekliśmy wczoraj uciekniemy i dziś jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Ja idę z tobą - powiedział Maciek, chłopak z mojego klanu, i za chwilę wszyscy powiedzieli, że idą.
Pobiegliśmy więc pokonując te same przeszkody co dzień wcześniej. Potem była porządna rozgrzewka, batonik i tigerek. Zaczęliśmy skakać nie bojąc się co zrobimy jak przyjdą te olbrzymy. 10 min. później ich zobaczliśmy i zaczęliśmy się zbierać w pośpiechu (zakładaliśmy koszulki, chowaliśmy picie, zamykaliśmy plecaki), ale oni powiedzieli:
- Czekajcie, nic wam nie chcemy zrobić.
Poczekaliśmy kiedy do nas podejdą i powiedzą czego chcą.
- Spoko jest to co wy trenujecie jak zobaczyliśmy jak wy z łatwoścą to wszystko przeskakujecie to nas zatkało nauczcie nas tego - powiedział jeden gostek.
Mu mu odpowiedzieliśmy:
- Spoko, nie ma sprawy. To nie jest takie trudne, ale musicie się przyłożyć.
Zaczęliśmy skakać razem z nimi. Pokazaliśmy im i nauczyliśmy ich podstawowych vaultów. Kiedy zobaczyli, że pijemy tigery powiedzieli że też idą sobie kupić wrócili 10 min później z 6 tigerami i powiedzieli że za to że ich trenujemy dadzą nam napoje i dali nam. Potem dołączyli do naszego klanu i dobrze im idzie.

Piotrek Kica