Unknown traceur
12-15 sierpnia ( Warszawa ) Ogólnopolski zjazd Parkour - opis
Część 1.
Godzina 10:00, dworzec centralny
Wraz z EffiTeam przyjechaliśmy na dworzec siedmioosobową grupką ludzi. Parę dobrych godzin jazdy nie zdołało nas pozbawić energi na zaplanowany na dzisiaj bieg. To mój drugi raz, kiedy jestem w Warszawie. Miłe i dość ciekawie zbudowane miasto - nie tylko pod względem możliwości uprawiania Parkour - ale to nie to samo co nasze małe miasto. Może i Połowa polski nas nie zna, może i nie posiadamy tak niesamowitych budowli, ale jesteśmy tam sobą.
Wracając do tematu. Wychodząc z pociągu wraz z całą ekipą, chwyciłem niechcący Asię za rękę. Może nie tak do końca "niechcący", ale stało się. Po chwili pomyślałem, że mogłem popełnić wielki błąd, że za wcześnie. Ona się uśmiechnęła. Wszystko było jasne, jesteśmy razem. No chyba nie do końca udało mi się wrócić do tematu.
Na początku powitała nas nowo powstała organizacja, do której od tamtego czasu należy także MH. Pomimo tego, że praktycznie nikt nie znał drugiego "na żywo", to wszyscy wyglądali tak, jakby się znali całe życie. Poznałem Łódzkie PP. Cóż to było za przeżycie dla mnie. To tak, jakbym zobaczył brata Belle'a. Bardzo to głupie, bo to w końcu też tylko ludzie, ale cóż. Dostałem swoją zabawkę i teraz się z niej cieszę.
Warszawa, 12.08.2006
Godzina 12:00
W sumie już na dzień dobry ludzie, którzy nas odebrali zadeklarowali, że na miejsce spotkania wszyscy razem pobiegniemy. Oczywiście nie był to zwykły bieg. To było coś niesamowitego. Czułem się, jakbym drugi raz przeżywał te wszystkie cudowne chwilę, kiedy biegłem u nas przez miasto razem z EffiTeam. To było coś jeszcze bardziej pasjonującego. Dwadzieścia osób, nie znających terenu, ani tego co ich może za chwilę czekać za zakrętem, wynajdywała miejsca wokół siebie, których ja nie zauważałem, choć tam patrzyłem. Zapomniałem już twarze PP z powodu tych wszystkich emocji i podczas biegu nieświadomie towarzyszyłem jednemu z nich, rozmawiając z nim jednocześnie na temat filozofii parkour.
Dobiegliśmy właśnie do moteliku, w którym wszyscy będziemy mieszkać. Myślałem, że to będzie większa speluna, ale jednak nie było aż tak źle. Odłożymy tylko bagaże i idziemy atakować miasto, jak to nazwali organizatorzy zjazdu. Najpiękniejsze było to, że ten zjazd był dla nas "oficjalny". Tylko my oraz policja wraz z pogotowiem o nim wiedzieli.
Godzina 22.00
Matko. Umieram... Nigdy nie byłem tak zmęczony jak dzisiaj. W dzisiejszym dniu zaplanowany był bieg po lesie. Ten powrót do korzeni wiele mnie kosztował, heh. Więcej biegaliśmy niż wykonywaliśmy techniki PK, ze względu na małą ilość "miejscówek", a może odpowiednio poupadanych konarów - tak to chyba lepiej brzmi.
Kazano, a może radzono nam wziąść ze sobą plecaki z prowiantem i piciem. Każdy wziął małą butelkę z jakimś napojem, żeby łatwiej sie biegało. Następnie każdy przeklinał w myślach - niektórzy nie tylko w myślach - że za mało wzięli. Ja zaliczyłem się do tej pierwszej części.
Co do samego biegu. Było na pewno ciekawie. Nauczyłem się podczas tego biegu dwóch bardzo ważnych, chyba dla każdego traceura, rzeczy: kreatywności oraz lądowania. Kreatywność była bardzo potrzebna, żeby nie poprzestać na ciągłym bieganiu i robieniu tic takow od każdego drzewa. Lądowanie trzeba było natomiast przystosować do bardzo zróżnicowanego podłoża. W mieście głównie lądowałem na betonie, trawie oraz piasku. Tutaj na grzybach, resztkach kory, ale co najlepsze - miękkiej ziemi. Landing oraz roll były chyba dla wszystkich małym problemem na początku. Z czasem każdy się z tym uporał.
Godzina 23.00
Czas mnie w sumie nie nagli. Dali nam czas jutro do 12, więc powinienem się wyspać, choć niezły ze mnie śpioch.
Przygotowania do tego zjazdu jednak się przydały. Na pewno poprawiły moją kondycję fizyczną. Gdyby nie one, to pewnie bym padł w połowie z wykończenia. Podczas przygotowań pracowaliśmy z Efii nad zrozumieniem swoich poczynań podczas biegu. W lesie wiedziałem co każdy z nich zrobi, gdy zbliżał się do miejsca, gdzie miał wykonać jakąś technikę. Wiedziałem co zrobi następny z nich w tym samym miejscu. Bardzo nam to pomaga. Przede wszystkim sprawia, że pomimo tego, że jest nas razem ośmioro, to nasz bieg jest bardzo zróżnicowany. Nie powtarzamy technik jeden po drugim. To bardzo miłe dla oka doświadczenie, które zdobyliśmy i które okazało się unikalnym w czasie zjazdu. Ludzie często powtarzali po sobie to samo, nie my. Mieliśmy czas, żeby pomyśleć jaką technikę wykonać jeszcze zanim nasz poprzednik wykonał swoją. W czasie jednego z treningów chciał do nas dojść czternastolatek. Nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Najmłodszy z nas miał 18 (i nieważne, że to ja). Musieliśmy się nad tym poważnie zastanowić. Byłby to dla nas obowiązek. Uzgodniliśmy, że porozmawiamy po OZP.
Mały dopisek
Godzina 1.00
Jakos spać nie mogę. Tak przeglądając ten pamiętnik zorientowałem się, że zaprzestałem pisać swoich krótkich "a'la poezji". Kurczę, ale ten świat się zmienia, a ja wraz z nim. Wcześniej taki kujonek ze mnie był. W wakację czytać lubiłem, a teraz to nawet żadnej książki nie otworzyłem. Strach pomyśleć co będzie później. Współlokatorzy marudzą, żebym zgasił światło bo ich razi po oczach, a chcą spać. No w sumie trochę egoistycznie z mojej strony.
Chciałbym tak biec przed siebie
Jako przeszkody mieć chmury
Niebo jako grunt
I biegł bym tak do końca świata
Dopóki wiatr nie rozpłoszy ostatniego obłoku
Dopóty Parkour sercu mojemu dotrzymuje kroku.
nevermind