Traceurzy
Traceurzy to ta nieliczna grupa ludzi którą, mimo ich różnorodności, łączy jedna wspólna cecha: uprawiają Le Parkour. Jest to coś co ich wyróżnia i upodabnia do siebie. Można by rzec, że to jedna wielka rodzina, do której nie należy się przez przypadek, ale przez swoją pasję do PK.
A jednak, przykro mi to mówić, są w tej rodzinie tacy, którzy wcale nie są prawdziwymi traceurami. Chodzi mi tu o zwykłych pozerów, którzy chcąc być na topie, ulegają modzie i zaczynają "uprawiać parkour". Jednak chodzi im tylko o szpan i podziw innych. Naprawdę, nie lubię czytać licznych postów na forach poświęconych sztuce poruszania się dotyczących tego, jak bardzo to PK zmieniło ich życie i jaki to jest cudowny, gdy jest napisany przez kogoś, kto nie zna filozofii parkouru. Przecież to jest śmieszne, żeby takie rzeczy pisał ktoś kto (przykładowo) na forum jest od dwóch dni, parkour "zna" od trzech, a w dodatku już napisał tyle postów, że chyba od komputera nie odchodził cały dzień. Ba! Już ma ze trzy ostrzeżenia.
Tak samo gdy widzę niektóre "produkcje", to mi się żal robi: grupka ludzi przeskakuje sobie kilka tych samych przeszkód na kilka tych samych sposobów, w ogóle bez udziału biegu i ani krztyny flow'u. W opisie tylko walnęli: ćwiczymy dwa dni, film nagrywaliśmy w godzinę, a składaliśmy w przerwie między lekcjami na komórce kolegi, więc nie oczekujcie wiele. Ech... Rozumiem, że każdy ma początki, ale w większej części wygląda mi to na chęć szpanu przed innymi. Po prostu nie mogąc się doczekać aż osiągną wysoki poziom w tym co robią, kręcą filmy, bo tylko po to ćwiczyli PK - aby się pokazać. To jest przykład, jak NIE należy rozumieć PK. W nim nie chodzi o kręcenie filmów. Wszystko co robicie, róbcie dla siebie, a nie dla publiczności. A jak już ktoś zabiera się do filmowania to proszę, nie róbcie tego na "odczep się" - inni patrzą i oceniają.
Zadajcie sobie poważne pytanie: Czy chcecie być traceurami? Chcecie wytyczać nowe ścieżki i odnajdywać nowe drogi? Pewnie wszyscy, którzy to czytali pomyśleli, że tak. Ale to wiąże się też z pewną odpowiedzialnością i samodyscypliną. Nie mówię tu o ćwiczeniach siłowych, bo choć forma fizyczna otworzy przed wami nowe możliwości, to traceura z was nie zrobi. Trzeba czegoś więcej niż tylko formy. Chodzi mi tu pokonywanie barier, pokonywanie samego siebie, udowodnienie, że się jest traceurem nie tylko słowami, ale czynami. Nie tylko wtedy, gdy wychodzimy pobiegać, ale zawsze, w każdym momencie. Jak mawiał jeden z "ojców" sztuki poruszania się w Generation Yamakasi (mniej więcej): "To nie jest ubranie, które teraz zakładasz, a później zdejmujesz, jak ci wygodnie". To trzeba mieć w sobie, cały czas i wszędzie. A tak na marginesie mówiąc, to traceurem może zostać nawet... inwalida! Jeśli pokonuje siebie, swoje możliwości, przeszkody i jeśli wytycza nowe ścieżki to czemu on miałby nim nie być?
Zresztą idąc do sedna sprawy: inspiracją dla tego artu był wywiad dla Le Petit Journal udzielony przez grupę 3ex.* Otóż mówią w nim, że z setki, która była na początku "ostało się" piętnastu.
Hmmm. Hmmm... Do dziś trochę mnie to zastanawia, bo nie uwierzę, że było wśród nich aż tylu ludzi, których do PK ciągnęło coś, co nie pochodziło od nich. A więc co? Paru z nich można wykluczyć jako pozerzy oraz ci, którzy ćwiczyć nie mogli (różnie bywa). A reszta? Co z nimi? Przestraszyli się? Ech... Być może.
Być może przestraszyli się łamać kolejne bariery albo co dzień kontynuować trening? Być może odpuścili bojąc się, że nie osiągną upragnionego celu, chcąc trwać w świadomości, że "gdybym ćwiczył dalej, to dorównałbym Belle"? Cóż... ja się nie dowiem, ale wiem, że chcę zweryfikować swoje marzenia w rzeczywistości. Chcę co dzień swoją upartością dążyć do "Yamakasi - silny duch, silne ciało, silny człowiek". Z drugiej strony, nie chcę porzucać tego co tyle mi dało i jednocześnie zdradzać filozofii, którą uznałem za odpowiednią dla mnie. Jakby to wyglądało? Dziś piszę o PK, uprawiam go i mówię, że nie należy się poddawać, a jutro mi się to nudzi i przestaję o nim w ogóle myśleć. Wychodzi, na to że dziś kłamię i jestem gołosłowny. Szkoda że wielu tak właśnie robi...
No a tak poza tym, to do tej wielkiej rodziny traceurów coraz częściej "wdzierają się" właśnie ci, którzy nie są, a co gorsze nie chcą być silni - chcą tylko sprawiać takie wrażenie. Cóż, należy wykrywać takich aktorów i sprowadzać na ziemię. Nie, nie piętnować ani wyśmiewać, po prostu wytłumaczyć sens sztuki poruszania się, a być może wtedy pozer przestanie nim być i naprawdę zechce być silnym człowiekiem, dla siebie, nie dla podziwu i publiczności. Wszak ciężką pracą można uratować każdy, nawet upadający związek, nawet "związek z PK" ;) Mam nadzieję, że pozerów będzie niewielu mimo "medializacji" parkouru na świecie (marząc, że nie będzie ich wcale, byłbym głupcem). W końcu skate'om też w końcu media dały spokój, więc być może tak samo będzie z PK. No bo w końcu media, mimo że popularyzują parkour, to konsekwencją rzeczy pokazują go nie tylko przyszłym traceurom. A ludzie chcą to naśladować, bo rzeczywiście jest co. Programy o PK pokazują kunszt tej sztuki, a raczej jej owoce, nie pokazując tak ważnej filozofii. Ktoś mógłby powiedzieć że jest inaczej, ale czy filozofię parkouru można przekazać w kilku krótkich słowach, które i tak ledwo się mieszczą w króciutkim reportażu? (Oczywiście są wyjątki, jak ponadgodzinny Generation Yamakasi) I w ten sposób potencjalni "rekruci" (albo newbie jak kto woli) nie wiedząc, że parkour, to przede wszystkim trening, praktyka i głębszy sens szybko się zrażają. Chcąc szybkiego sukcesu, pomijają filozofię, gubią to co najważniejsze. Tylko ci, którzy w końcu się nad tym zastanowią, zwolnią tempo i przestaną iść "szybciej niż muzyka, która w nich gra**" staną się częścią tej wielgachnej i trochę ześwirowanej rodzinki. ;) Mam nadzieję że później nie zostanie z nich tylko co piąty...
*wywiad czytałem na www.parkour.pl
**jest to cytat z wyżej wymienionego wywiadu
P.S. A teraz won na dwór i trening, trening, trening... ;)
Beregond