"Pasja?"

Biegł.
To wystarczyło.
Czuł w sobie niesamowitą energię i poczucie, że może wszystko. Czuł pęd. W takim pędzie nic nie jest niemożliwe! Wszystko da się zrobić! Przede wszystkim popełnić błąd.


Nogi niosły go same. Czuł moc, a jednocześnie lekkość swoich ruchów. Czuł powietrze rozbijające się o jego twarz. To było jak gonitwa za wiatrem. Nie. To on był wiatrem!
Dał się ponieść. Zaufał nogom.
Za bardzo.
Świat zaczął niespodziewanie zmieniać perspektywę, zaraz po tym jak stopa eksplodowała bólem, kiedy z niesamowitą siłą uderzyła w coś twardego.
Spadał.
Za szybko. Jego świadomość nie potrafiła tego zarejestrować. Nawet kiedy uderzył silnie piersią o jakiś kamienny kant, nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, co się dzieje. Racjonalny ogląd rzeczywistości zaczął do niego wracać dopiero wtedy, kiedy brak powietrza w płucach napełnił go przerażeniem.
Głęboki wdech.
Nieopisany ból.
Napad kaszlu.
Jego organizm walczył sam ze sobą. Z jednej strony domagał się kolejnego wdechu zimnego powietrza, a z drugiej wzbraniał się przed tym, aby zaoszczędzić sobie bólu. Ta tytaniczna walka, w której nie mogło być zwycięscy, pomimo tego, że kosztowała go wiele cierpienia, sprawiła, że zrozumiał, iż miał naprawdę dużo szczęścia. Gdyby uderzył się kilka centymetrów wyżej... Gdyby tak było... Nie martwiłby się już zapewne żadnym bólem.
Nigdy.

Boli - żyje.
Zaczął wstawać. Nigdy wcześniej nie sądził, że czynność podnoszenia swojego ciała może być aż tak skomplikowana.
I nieprzyjemna.
Spojrzał w niebo. Było na nim widać zaledwie kilka gwiazd. I dobrze. Niewielu świadków hańbiącego upadku.
Wdech. Ból.
Zaczął sprawdzać swoje ciało.
Chyba nic nie jest złamane. Chyba... Adrenalina buzująca we krwi na razie maskuje wszelkie uszkodzenia, które powodują ból. Ale, gdy ona zniknie, niewątpliwie doświadczy wszystkiego co mu się stało. I będzie to bardzo żywe doświadczenie.
Kiedy do jego umysłu zaczął coraz natarczywiej dobijać się głos rozsądku, wyobraźnia zaczęła podsuwać mu obrazy złamanych żeber wbijających się w uszkodzone już płuca, czy nie dających się zatamować krwotoków wewnętrznych.
Przeszył go dreszcz.
Przez kilka długich sekund nie ruszał się. W tym bezruchu chciał zestroić się, zharmonizować ze swoim ciałem, aby wiedzieć jaki jest jego stan.
Nie miał do czegoś takiego cierpliwości.
Zaczął iść.
Każdy kolejny krok odkrywał przed nim kolejne fragmenty jego jestestwa, które były źródłami kolejnych cierpień.
Westchnął, ignorując już, towarzyszący temu ból.
Jeśli obudzi się jutro rano, to będzie dobrze. Jeśli się obudzi, to za kilka dni znowu pobiegnie. Znowu poczuje pęd. Znowu poczuje wolność.
Bo nic innego się nie liczy.
Tylko wieczna pogoń za wiatrem.

T. [A`Darris]